- Naprawdę, przykro mi, że musiało to spotkać akurat ciebie - szepnęła w końcu, odkładając na biurko filiżankę herbaty. Dziewczyna siedziała sztywno, cała blada. Nie była zdolna do jakiegokolwiek ruchu, nie mówiąc już o mówieniu. Przed oczami ciągle miała obraz nieruchomej ( jak się okazało ) dziewczyny. Wiedziała o niej tylko tyle, że miała na imię Penny i, że naukę zaczęła w tym roku. Otarła spływającą jej po policzku łzę. Chciała wierzyć, że to wypadek. Naprawdę tego chciała... nie potrafiła jednak. Siedziały w milczeniu chyba całą wieczność, dopóki wielki, napakowany strażnik nie poprosił Agnes o pójście z nim. Taylor powlokła się więc do swojego pokoju, olewając kolacje i wszystkich wokół niej. Ciszę i spokój znalazła dopiero w swoim pokoju. Dyrektorka próbowała na próżno wciskać jej kit ,,wszystko będzie dobrze''. Sama dobrze wiedziała, że nie będzie. Katie pewnie teraz przeżywała podobny szok. To ona zachowała zimną krew i poleciała do dyrektorki. Potem Taylor już jej nie widziała. A powinna. Powinna była pójść do niej, spytać czy wszystko ok... Ale nie zrobiła tego i dziś już nie zrobi. Padła na łóżko i zasnęła od razu. Przez całą noc nękały ją koszmary z Penny w roli głównej.
***
Obudziło ją rytmiczne pukanie do drzwi. Gwałtownie usiadła na łóżku i przetarła oczy.
- Proszę - wychrypiała.
- To ja - do pokoju weszła Katie. Była cała blada. Jej włosy były w nieładzie. Taylor zmierzyła ją spojrzeniem od stóp do głów. Miała na sobie sprane jeansy i różową bluzkę na ramiączkach. - Pomyślałam, że sprawdzę co u ciebie... Nie było cię na kolacji. Zaczynałam się martwić.
- Niepotrzebnie. Ja tylko... Musiałam dojść do siebie - wstała z łóżka i wyciągnęła z szafy leginsy w kratkę i luźny, biały T-shirt. Była sobota, więc nie musieli nosić mundurków.
- Rozumiem... Uważam jednak, że nie powinnaś gnić w szkole. Wstawaj i ruszaj się. Idziemy z Lukiem do stajni - Katie ewidentnie chciała poprawić jej humor.
- Nie umiem jeździć konno i nie chce mi się nigdzie wychodzić - w głosie Taylor była błagalna nuta.
- Słuchaj, to nie twoja wina. Jasne? Nie możesz się obwiniać za coś czego nie zrobiłaś. I nie możesz marnować takiej cudnej soboty - koleżanka pociągnęła ją za rękę i wypchnęła za drzwi pokoju. - No, to już połowa sukcesu.
- Jak sobie chcesz.
Przy drzwiach wejściowych spotkały roześmianego Luka. Stał w towarzystwie innego kolesia z lśniącymi kasztanowymi włosami.
- Ruszcie się. - Katie jako pierwsza przekroczyła próg szkoły i ruszyła pod górę na wielką łąkę. Pozostali podążyli za nią.
Gdy dotarli na miejsce chłopaki, od razu wpadli do stajni. Katie chwyciła Taylor za rękę i obiecała, że pomoże jej wsiąść na konia. Rozglądały się po boksach, szukając odpowiednich. Wreszcie czarnowłosa wskazała siwego mustanga i karą klacz na którą, najwyraźniej miała wsiąść Taylor. Konie były osiodłane, więc wystarczyło tylko na nie wskoczyć i po kłopocie. Nic prostszego, dla tego kto umie jeździć. Minęła cała wieczność zanim dziewczyna wsiadła na konia, z i tak dużą pomocą koleżanki. Gdy wyjechały na ujeżdżalnię, dołączyli do nich Luke i chłopak, który przedstawił się Taylor jako Oliver . Najwyraźniej mieli opracowaną trasę, bo gdy tylko zobaczyli dziewczyny, pomachali do nich i ruszyli w stronę lasu. Katie pognała za nimi, dopiero po chwili przypominając sobie o koleżance. Zawróciła i dała jej szybką lekcje podstaw. Po powrocie do szkoły Taylor cała poobijana i brudna przysięgła sobie, że już nigdy nie wsiądzie na konia. Gdy przechodziła koło miejsca, w którym jeszcze wczoraj leżała Penny mimowolnie na nie spojrzała. Teraz, gdy zabrano zwłoki, wszystko wyglądało normalnie. Żadnych śladów krwi... Gwałtownie podniosła głowę. Ujrzała biegnącą w jej stronę postać. Brad.
- Uciekaj! - wrzasnął na całe gardło.
- Uciekaj! - wrzasnął na całe gardło.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiem, że musieliście długo czekać, ale przez moment miałam zanik weny i szczerze mówiąc nie wiem czy dalej go nie mam. Rozdział nie jest jakoś specjalnie fajny moim zdaniem, ale oceńcie sami :)