środa, 25 grudnia 2013

Część 11

  Taylor biegła ile sił w nogach. Zimny wiatr rozwiewał jej kasztanowe włosy, a w twarz biły ją niemiłosiernie krople deszczu. Nie miała zamiaru jednak stanąć i odpocząć. Wytężyła wzrok by zobaczyć coś w ciemnościach. Jezioro płynęło za pagórkiem, na którym znajdowała się stajnia. Dziewczyna przyspieszyła, ślizgając się na błocie. Nagle powietrze rozdarł przeraźliwy wrzask. Taylor stanęła jak wryta. Strach momentalnie zapanował nad jej ciałem. Nie była zdolna do żadnego, nawet najmniejszego ruchu. Nie, musiała zapanować nad strachem. Postanowiła jednak zwolnić. kto wie czy zza rogu nie wyskoczy nagle uzbrojony w pistolet sadysta. Zapadła cisza. Dziewczyna słyszała tylko bicie swojego serca, żadnych krzyków. Gdy tylko rozpoczęła wspinaczkę na szczyt, usłyszała dziwny dźwięk. Jakby... łańcuchy! Przyspieszyła.W mroku ujrzała zarys jakiejś postaci. Była szczupła i wysoka. Chwiejnym krokiem spacerowała po wzgórzu. Taylor przystanęła. Postać oświetlana przez blask księżyca, wyglądała jak zjawa. Do uszu dziewczyny znowu wdarł się przeraźliwy wrzask. Postać rozejrzała się nerwowo dookoła i puściła się biegiem w stronę jeziora. Dziewczyna postanowiła pójść w jej ślady. Biegły chyba z 10 minut, gdy nagle nieznajoma stanęła,ściągnęła kaptur i wyciągnęła latarkę. Taylor stanęła również. Przyłapała się na tym, że przestała oddychać, więc cicho nabrała powietrza. Postać powoli uklękła koło drzewa i krzyknęła z przerażenia. Dziewczyna usłyszała szloch i dźwięk rozdzieranego materiału. 
- Taylor - szepnął kobiecy głos. - Taylor, chodź tu!
Dziewczyna stała nieruchomo, nie myśląc nawet o ruszeniu się z miejsca.
- Taylor, proszę - kobieta podniosła się z ziemi i otarła łzę. 
Teraz w świetle latarki, jej twarz zdawała się być jeszcze bladsza. Długie, ciemne włosy opadały na jej twarz, a niebieskie oczy lśniły od łez. Nagle znieruchomiała i zaczęła nasłuchiwać. Taylor też coś usłyszała. Ktoś biegł w ich stronę. Niespodziewanie kobieta zaczęła uciekać i po chwili znikła całkowicie w lesie. Ktoś złapał dziewczynę za ramię. Podskoczyła i zaczęła się wyrywać. Uścisk zelżał, ale tylko na chwilę.
- Co ty wyprawiasz? - syknął jej do ucha męski głos, który dobrze znała. - Czemu mi nie powiedziałaś?
Luke puścił ją i otarł pot z czoła.
- Ktoś tu był - zaczęła niepewnie. Coś podpowiadało jej, by nie mówiła o kobiecie.
- Kto?
- Nie wiem. Coś... coś chyba jest za drzewem - wskazała palcem stare drzewo, przy którym klęczała kobieta. Chłopak powoli ruszył w wyznaczonym kierunku.
- Zoe, chyba mamy mały problem.
Z krzaków wyskoczyła Zoe, w jednej ręce trzymając latarkę, a w drugiej telefon. Podeszła do Luka i z trudem utrzymała się na nogach. 
- Weźmy ją do lekarza...
- Jak? Dziewczyno, jesteśmy w lesie!
- Zadzwonię do Emmy, niech przyśle pomoc - mruknęła i wykręciła numer.
- Kto? - chłopak ponownie zwrócił się do Taylor. - Kto to mógł być?
- Kobieta, tak sądzę - szepnęła.
- Nie, to niemożliwe. Zoe, jednak mamy tu duży problem. 
------------------------------------------------
O matko! Jakie to krótkie wyszło. Na papierze wygląda lepiej :). Przepraszam, że musieliście tyle czekać. Już myślałam, że nigdy nie napiszę tego rozdziału. No, ale jest. Krótki, że nie wiem, ale jakiś. Następny obiecuję szybciej i dłuższy (przynajmniej taką mam nadzieję). A teraz życzenia. Wiem, że spóźnione ^^.

Życzę wam dużo prezentów pod choinką, miłej atmosfery w domu i spełnienia marzeń. Niech rok 2014 będzie bardziej udany niż miniony. 
Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Część 10

Przed przeczytaniem tego rozdziału jeszcze raz przeczytajcie poprzedni. Wniosłam pewne zmiany w końcówce :).
----------------------------------------------------------------------------------------------
  Uciekła. Biegła ile sił w nogach, nie oglądając się za siebie. Brad biegł za nią. Taką przynajmniej miała nadzieję. Wbiegła po schodach w szaleńczym pędzie i dopadła wielkich drzwi szkoły. Pociągnęła za klamkę i wpadła na korytarz. Twarze wszystkich uczniów odwróciły się w jej stronę. Z tłumu wyszedł Max.
- Co się stało?
- Brad - wrzasnęła przerażona.
- Gdzie... - Max wyglądał na równie przestraszonego.
W tym momencie na korytarz wbiegł Brad. Posłał nauczycielowi znaczące spojrzenie. Grupka gapiów zebrała się na korytarzu z zaciekawieniem przyglądając się całej scenie.
- Rozejść się - kazał nauczyciel po chwili ciszy.
Taylor złapała Brada za ramię i szybkim ruchem odwróciła w swoją stronę tak, że teraz patrzył jej prosto w oczy.
- Mam prawo wiedzieć co się tam stało - wyszeptała najciszej jak potrafiła.
Chłopak wyrwał się jej szarpnięciem i ruszył za Maxem. Pobiegła za nim. Zmierzyła go lodowatym spojrzeniem.
- Teraz mi nie powiesz, tak? Mogłam zginąć, ale ty będziesz milczał. Muszę wiedzieć przed czym uciekałam- była zła na siebie za tą błagalną nutę w swoim głosie.
- Posłuchaj mała, nie będziesz mi rozkazywać. Nic ci nie powiem, więc łaskawie się zamknij - powiedział lodowatym tonem.
Szarpnęła go, tym razem zdecydowanie mocniej. Poślizgnął się, stracił równowagę i runął na ziemię.
- Przepraszam - burknęła i pomogła mu wstać. - Czemu to takie tajne? Planujecie jakąś wojnę czy co? - dodała z sarkazmem.
Chłopak nie zamierzał jej dłużej słuchać. Popędził korytarzem w nadziei, że uda mu się dogonić Maxa.
Zrezygnowana powlokła się do pokoju. I tak się dowie o co chodzi. Czy on tego chce czy nie.
***
Następnego dnia nigdzie nie mogła znaleźć ani Zoe, ani Emmy, nie mówiąc już o Bradzie. Wszyscy jakby zapadli się pod ziemię. Zresztą nie tylko oni. Katie też gdzieś zniknęła. Na kolacji spotkała za to Luka.
- Witaj ślicznotko - powiedział na jej widok.
- Cześć. Słuchaj, nie widziałeś nigdzie Katie? Od rana jej szukam.
- Przykro mi, ale nie. Chcesz zjeść z nami kolację? - podbródkiem wskazał na grupkę osób.
- Jasne.
Chwycił ją za rękę i poprowadził do stolika, przy którym mieli usiąść.
- Co ja widzę? Czyżbyś znalazł sobie nową koleżankę? - spytała z sarkazmem czerwonowłosa dziewczyna.
- Taylor, to Brittney.
- Wiesz, że wolę po prostu Brii - wykrzywiła usta w grymasie co chyba miało zastąpić uśmiech. 
- Taa... To jest Alex - wskazał na dziewczynę w okularach. - A to Natan - niski, rudowłosy chłopak pomachał do Taylor. 
- Cześć - wyjąkała niepewnie.
  Do sali wmaszerowali mężczyźni w czarnych garniturach, niosąc na wielkich tacach parującą kolację. Brunetka szybko uporała się z zupą grochową i grzankami. Po kolacji była całkowicie wykończona. Powlokła się do swojego pokoju. Gdy zamierzała położyć się do łóżka, poczuła w kieszeni wibrację. Wyciągnęła telefon, by odczytać esemesa. Z radością stwierdziła, że jest on od Katie. Szybko jednak posmutniała, czytając jego treść:
,,Spotkajmy się przy jeziorze (tam gdzie przejeżdżaliśmy dzisiaj na koniach).''
Było już po ciszy nocnej, więc Taylor w pośpiechu wykręciła numer Katie. Ktoś odebrał po trzech sygnałach. Ktoś...
- Śpij. To tylko ci się śni - usłyszała w słuchawce ochrypły, męski głos. 
Wrzasnęła i bez zastanowienia cisnęła telefon przez okno. Usłyszała dźwięk roztrzaskującej się na kamieniach szybki. Porwała skórzaną kurtkę i wybiegła z pokoju. Na korytarzu wpadła na Luke'a. 
- Gdzie tak pędzisz, księżniczko?
Odepchnęła go i pobiegła dalej. Odtworzyła w głowie wszystko co się stało. Znała ten głos. Już kiedyś go słyszała. Kilka dni temu w nocy. Obudziła się wtedy przy otwartym oknie, choć pamiętała, że je zamknęła. Myślała wtedy, że jej się przesłyszało. Teraz jednak wiedziała już na pewno, że to prawda.
--------------------------------------------------------------------------
Musieliście długo czekać i to jeszcze na takie krótkie badziewie. Przepraszam. Jak już mówiłam, weny nie mam, więc wybaczcie za to coś.
Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Terriblecrash, KrypteriaHG, Inconditionally, Lindsay Hansen.